á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Co jest najważniejsze w trakcie czytania? Dystans! Aleksandra Rumin trafnie wyłuszcza nasze narodowe przywary, lecz bez obrażania. To po prostu dowcip, mrugnięcie okiem. Wiem, że taki humor nie każdemu przypadnie do gustu, ale zapewniam, iż nikt nie poczuje zażenowania, niesmaku wywołanego kiepskimi żarcikami. Autorka posiada wyczulony zmysł obserwacji, rzadka cecha. Natomiast sam wątek kryminalny przedstawiono w bardzo ciekawej formie, zagadka trzyma w napięciu, mimo wielu absurdalnych sytuacji! Ofiary giną w sposób tragiczny, acz zabawny jednocześnie, stawiając policjantów pod przysłowiową ścianą — jak złapać tak sprytnego mordercę!? A my zastanawiamy się razem z funkcjonariuszami… Akcję poprowadzono na przestrzeni ledwo kilku dni, ale dzieje się mnóstwo. Obserwujemy śledztwo, również podglądając losy głównych bohaterów, o których napiszę więcej za chwilę. Tutaj nawet nijakie, pozornie przezroczyste postaci odgrywają ważną rolę, dlatego miejcie oczy szeroko otwarte! Całość po prostu bardzo dobrze się czyta. Bezproblemowo, na luzie, bez tego charakterystycznej chęci skończenia danej pozycji w jak najszybszym czasie. Co najlepsze, zakończenie może zaskoczyć. Rumin świetnie wyważyła proporcje między komedią a kryminałem, co uważam za niezwykle istotny zabieg w tym konkretnym gatunku.
No, właśnie, upragnieni bohaterowie. Wszyscy są prześmieszni, aczkolwiek moje serce bezapelacyjnie podbił komisarz Jan Polak. Człowiek zmęczony życiem, pechowy, owładnięty depresją, impotencją oraz wszelkimi plagami. A stoi przed nim realne wyznanie, gdy musi schwytać „seryjniaka”, podpisującego się dość niebanalnie, bo… „Prawdziwy Polak”. Jan przypomina mi takich stereotypowych detektywów, lecz w wersji komediowej. Nie da się go nie lubić. Podobnie jak jego brata, ciągle wplatającego amerykanizmy. Już po zakończeniu lektury, trudno mi było się rozstać z tymi ludźmi. Są najjaśniejszym elementem powieści, skrzącej dowcipem płynącym z każdego pojedynczego dialogu, chyba najlepszej z dotychczasowych sygnowanych nazwiskiem pisarki. Odłożyłam swój egzemplarz z poczuciem dużej frajdy.
„Zbrodnia po polsku” trzyma poziom, do którego Aleksandra Rumin nas przyzwyczaiła. Liczę, że kolejne pozycje wychodzące spod jej pióra (lub długopisu, lub klawiatury…) będą równie udane. Oczywiście, już zaczynam ich wypatrywać! Z tego miejsca, cicho apeluję: czytajmy rodzimych twórców! Rozumiem, iż wielu jest uprzedzonych, sama odczuwałam niegdyś podobne emocje, ale naprawdę warto „wyjść ze strefy komfortu”, poszukiwać młodych (nie mam na myśli wyłącznie metryki) pisarzy, dawać im szansę rozwoju, zwłaszcza w tych trudnych czasach.